Czasami podczas wspinania odczuwam strach. Tak zwyczajnie, po ludzku boję się, ale mimo tego jednak idę się wspinać. Ciągle ciągnie mnie pod skały, do tej Wysokiej Świątyni Horroru. I wiem, że nogi będą mi się dzisiaj trzęsły, palce zbyt kurczowo chwytały dziurek, a mózg w panice pozapala za chwilę wszystkie czerwone lampki. I będzie krzyczał „UCIEKAJ!” Zamiast ucieczki jednak rozsiadam się na pięknej zielonej trawie, płaskim kamieniu pod moim projektem i czekam na to, co za chwilę się stanie.
Wiem, że się boję, ale wracam właśnie po to uczucie. Po ten dreszczyk, ściskanie w gardle, pocące się dłonie i nogi miękkie jak z waty. W tej chwili wiem także, że doświadczam odwagi. Głęboko czuję, że wspinanie oferuje mi w tej jednej chwili jedno z najważniejszych uczuć, jakie istnieje na świecie – prawdziwy strach. A ja, pomimo rosnącej paniki i włączonej opcji ucieczki, mam odwagę siedzieć tu i czekać na strach. Za chwilę on mną zawładnie. Już teraz wisi nade mną jak gilotyna gotowa dokonać dekapitacji i pozbawić mnie resztek zdrowego rozsądku. Ale widzę też, że tuż za tą gilotyną leży kraina Pięknego Wspinania. I nie mogę się wahać, zatrzymać, poczuć się ograniczonym lub rozdzielonym, nie mogę dać się zwieść tej iluzji wiszącej gilotyny strachu. Właśnie w tej początkowej chwili wspinania, gdy czekam właśnie na to uczucie strachu, przed dzisiejszym pierwszym wspinaniem zawsze muszę sobie przypomnieć, żeby nie bać się tego strachu.
Muszę zebrać w sobie odwagę, aby się bać w moim wspinaniu, aby nie negować istnienia tego uczucia, bo tylko w ten sposób stanę się prawdziwym Mistrzem Strachu. Mistrzem, który nie opanowuje uczucia strachu, nie walczy z nim, ale pozwala mu współistnieć. Mistrzem, który pozwoli strachowi płynąć powoli tak jak wodzie w leniwym potoku Będkówki.
Bo wspinanie nie istnieje bez strachu. To dla uczucia strachu się wspinamy, bo jest to uczucie wyjątkowe, bardzo pierwotne i w naszej cywilizacji dzisiaj tak mało obecne. Owszem na co dzień boimy się, że coś się nie uda w pracy, że nie zdążymy na czas na pocztę, że nasz prezent się mamie nie spodoba. Ale nie jest to ten sam strach, jak przy wspinaniu. We wspinaniu strach jest znacznie silniejszy. Jeśli chcę być Mistrzem Strachu, to zawsze akceptuję strach. On jest tak samo realny jak moja lina, plecak, buty, magnezja, napięte mięśnie i asekurant krzyczący „dawaj!” Strach nie stoi obok, nie jest namacalny, ale potrafi zawładnąć całym Tobą. Potrafi zmusić cię do określonego działania: wzięcia bloku, zrezygnowania z drogi, darcia się wniebogłosy… Zaakceptowanie strachu pozwoli na postawienie go w szeregu: oto on zdetronizowany władca mojego wspinania ląduje w plecaku razem ze całym wspinaczkowym szpejem.
W końcu bycie Mistrzem Strachu zobowiązuje do umieszczenia go w szeregu wspinaczkowych gadżetów.
Inne wpisy
Wspinanie to jeden z najbardziej kontuzjogennych sportów na świecie. Jest to nie tylko związane z faktem, że wspinanie jest sportem ekstremalnym (czytaj: …
Marzec to czas powoli zbliżającej się wiosny. Wraz z pierwszymi promieniami trochę cieplejszego słońca i systematycznie wydłużającym się dniem nieubłaganie nadchodzi początek …