podejście mentalne we wspinaniu

Jak zmieniłam swoje podejście mentalne we wspinaniu?


Od dziecka uznawałam ponad wszystko doświadczenie jako nadrzędną formę uczenia się. Wszystko czego się nauczyłam musiałam poprzeć własnymi doświadczeniami. Rzadko kiedy czerpałam z rad innych. Nawet jeżeli podświadomie wiedziałam, że dane doświadczenie doprowadzi mnie do złego wyniku, problemu, błędu życiowego. I tak zostało do dzisiaj – wolę naukę przez doświadczenie. Jedyna różnica jest taka, że jednak w końcu nabyłam umiejętności czerpania wiedzy także od innych – z książek, rozmów, historii.

Podobnie było we wspinaniu – większość umiejętności technicznych i fizycznych uczyłam się samemu, czerpiąc z zajęć na ściance, z filmików, z książek, z gazet. Z ruchem wspinaczkowym jest tak, że dopóki sam czegoś fizycznie nie spróbujesz zrobić np. skręcić się w przewieszeniu, to niestety nic nowego się nie nauczysz. Bardzo mi to odpowiadało, bo przecież uwielbiałam taką naukę przez własne doświadczenie. Jednakże jeżeli chodzi o podejście mentalne, to na treningach na ściance poza słowami „nie bój się” nigdy nie usłyszałam od nikogo nic konstruktywnego. A trzeba było sobie jakoś radzić, wszak co najmniej 33% wspinania rządzi psychika. Tak rozpoczęła się moja przygoda z mentalną stroną wspinania. I w sumie ta przygoda trwa do dziś. Tym razem postanowiłam się z Wami podzielić moimi ostatnimi przemyśleniami na różne tematy związane z podejściem mentalnym do wspinania i zmianami, które staram się na co dzień wprowadzać.

Porzucenie ambicji

Bycie ambitną przez wiele lat stanowiło sens mojego życia. Zawsze stawiałam sobie wygórowane cele i szłam bardzo ostro do przodu, aby za wszelką cenę je zrealizować. Czy to w szkole, czy to w sporcie – zawsze chciałam być najlepsza. I oczywiście nie potrafiłam zaakceptować porażki. Również w życiu naukowym, a potem zawodowym kręcił mnie szybki rozwój, samodzielność w pracy i awanse. Potem, gdy weszło w moje życie wspinanie, to od razu poczułam, że pogoń za wspinaczkowymi celami leży w mojej naturze. Kolejna droga, coraz trudniejsze RP, ryzykowne OS i ta uparta pogoń za ciągłym progresem. Łatwe drogi w sezonie? To nie dla mnie! Od razu trzeba zacząć sezon od VI.2, a nie się certolić godzinami na jakimś rozwspinaniu. Tak właśnie było. Ambicja bardzo pomogła mi w rozwoju wspinaczkowym, ale też bardzo szybko spowodowała moje wypalenie. Doszłam do takiego punktu we wspinaniu, że przestało mi się chcieć. Po prostu nie bardzo miałam ochotę się wspinać. To było takie dwuznaczne uczucie – w sumie chciałam się wspinać, ale jednocześnie podświadomie stawiałam sobie umysłowe bariery. Marzyłam o zrobieniu VI.4, ale jednocześnie pod skałami głowa przypominała mi ciągle o nowym serialu i pysznych truskawkach czekających w lodówce. Dziś już wiem, że wtedy byłam ewidentnie przebodźcowana zbyt dużą ilością wspinania i życia w ciągłym napięciu. Do tego ludzie wokół mnie jeszcze podsycali ten stan poczucia, że muszę koniecznie co roku robić życiówkę i cisnąć swojego maksa. W ślad za tym pojawiły się problemy zdrowotne, które sprawiły, że nie cały czas mogłam trenować na takim poziomie, na jakim lubiłam. Musiałam nauczyć się odpuszczać. Poprzez naciski otaczających mnie ludzi poczułam, że wspinanie i jego istota mi się wymykają. Dlatego uciekłam od towarzystwa ludzi, którzy budzili we mnie niezdrowe ambicje. Nadal chciałam być najlepsza, ale nie potrzebowałam do tego chorych zapędów innych. Teraz chciałam być najlepsza dla siebie.

Ambicja dla siebie

Stopniowo zagłębiając się trochę w psychologię sportu, ukształtowałam nowy wizerunek siebie. Stałam się ambitna dla siebie, bez zbytniego szukania poklasku i aprobaty. Zrewidowałam także swoje cele wspinaczkowe. Stały się nimi nie tylko drogi wspinaczkowe o określonych trudnościach. Moimi nowymi celami zostały także mniej uchwytne sprawy jak np. osiągnięcie płynności ruchów wspinaczkowych. I dzisiaj daję sobie na to wszystko czas. Trochę działa on na moją niekorzyść, bo niestety z roku na rok się starzeję. Aczkolwiek medialne przykłady wśród starszych wiekiem wspinaczy potwierdzają tezę, że nigdy nie jest za późno na życiowe osiągnięcia i świetną formę. Wiem już także, że chciałabym wspinać się do końca życia. A to kolejny cel, który dodaje mi skrzydeł.

Akceptacja

Poczucie akceptacji to moim zdaniem coś bardzo ważnego w życiu. Wszyscy chcemy być akceptowani przez społeczeństwo, chcemy także akceptować innych ludzi, chcemy nauczyć się poczucia akceptowania życia ze wszystkimi jego złymi i dobrymi stronami. We wspinaniu musimy zaakceptować wiele „zjawisk mentalnych”: strach, niemoc, uważność, motywację i jej brak, frustrację, poczucie porażki. A to zapewne wierzchołek góry lodowej.

Racjonalizacja strachu

Poczucie i konieczność akceptowania pewnych zjawisk we wspinaniu odkryłam po przeczytaniu książki „Skalni wojownicy” Arno Ilgnera. Sama książka nie bardzo przypadła mi do gustu, bo wydawała się być trochę przegadana i zbyt amerykańska. Był tam jednak fragment, który dosyć mocno utkwił mi w pamięci. W rozdziale o akceptacji odpowiedzialności autor opisuje jak sobie radzić z mentalnym problemem odpadnięć i w ogóle lataniem na drogach:

„Większość wspinaczy jednak czuje się znacznie spokojniej, uświadomiwszy sobie, z czym dokładnie mają do czynienia. Wiedza to potęga, a nieznane budzi strach , ponieważ nad nim nie panujesz.”
Arno Ilgner „Skalni wojownicy”

W skrócie można powiedzieć, że autor opisuje, iż zracjonalizowanie swojego strachu bardzo pomaga go pokonać. Ryzyko odpadnięcia, które jest gwałtowne i może mieć koszmarne konsekwencje można jakby zamknąć w klatce rozważań o ryzyku i przez to je zminimalizować. Wystarczy, że podczas wspinania dobrze poznasz swoją sytuację. Na przykład: stoisz na dobrych stopniach i masz jeden dobry chwyt, wpinka jest przy biodrach, do następnej masz ok. 2 m, widzisz dobry chwyt po lewej, ale jest daleko, po drodze są ewidentne stopnie i jak spadniesz przed wpinką, to będziesz trochę poniżej ostatniej wpinki, ale nie przyglebisz, bo masz świetnego asekurata, który dobrze cię pilnuje. Ten opisowy sposób idealnie pokazuje jak poznajesz swoją sytuację.

Akceptacja ryzyka

Strach przed odpadnięciem wciąż będzie, ale na pewno będzie mniejszy, bo potrafisz ocenić ryzyko i je zaakceptować. I to właśnie był punkt zwrotny w moim mentalnym podejściu do odpadania w trakcie wspinania. Nabycie umiejętności akceptacji ryzyka doprowadziło mnie szybko do akceptacji strachu jako takiego. Wtedy właśnie pojawiła mi się w głowie myśl, że może chodzi tutaj o akceptację w ogóle? Po co szarpać się mentalnie ze sprawami, na które nie mamy wpływu, które są już w przeszłości, albo które po prostu zawsze będą. Wystarczy je zaakceptować. Jestem niska – trudno. Już nie urosnę i zamiast o tym biadolić, to może lepiej poszukać jakiegoś patentu dla niskich na pokonanie drogi. Spadłam z drogi w oczywistym miejscu? Nic już na to nie poradzę – ta porażka jest w przeszłości. Muszę się zastanowić, co zrobiłam źle i w kolejnej próbie na spokojnie nie robić takiego błędu. Nie ma sensu roztrząsać odpadnięcia zbyt długo, bo czasu nie da się cofnąć. Proste i skuteczne.

Pewność

Znasz to uczucie, kiedy po zimowych treningach jedziesz pierwszy raz w skały w nowym sezonie i czujesz, że nie stoisz? To uczucie potrafiło długo mnie prześladować. Niby wszystko jest ok, ale wspinam się jakby po omacku. Wszystkie stopnie są do dupy i żaden mi nie pasuje. O wyślizgu nie wspomnę. Stopniowo jakby muszę się nauczyć wspinania w skałach od nowa, aż osiągnę to poczucie, że wiem jak się wspinać. To poczucie nazywam pewnością.

Czy pewność można wyćwiczyć?

Czy pewność ruchu wspinaczkowego, stopni, czytania skały można wyćwiczyć? Po długich rozkminach wiem, że można. Pewność można co sezon odzyskiwać po prostu wspinając się na początku sezonu skalnego po nie za trudnych drogach. To bardzo proste rozwiązanie.

Poczucie pewności jest moim zdaniem także ulotne, bo mózg jest leniwy i nie chce utrudnień. Nie lubi, gdy go popędzasz, albo każesz robić coś, co wydaje się niemożliwe i do tego nie cierpi ryzyka. Poczucie pewności odbiera tej leniwej stronie mózgu argumenty. Oto się wspinam i od jednego małego stopnia do kolejnego idę sobie spokojnie przez skałę. Tu dociskam, tam ściskam, nigdzie się nie ślizgam, a chwyty nieergonomiczne staram się chwytać jak najlepiej. Po prostu wiem, co robię.

Pewność na zawsze

Czy poczucie pewności wspinania w skałach może zostać ze mną na zawsze? Kiedyś myślałam, że to niemożliwe. Aż nastał rok z dosyć ciepłą zimną i wiosną, dzięki czemu wspinałam się właściwie cały czas, gdy tylko świeciło słońce i nie padał deszcz lub śnieg. Wyjątkowo dodatnie temperatury i czerpanie zalet z wiejącego halnego, który w zimę znacznie podwyższał temperaturę w okolicach Krakowa, pozwoliło mi zachować pewność. Właściwie 1-2 dni wspinaczkowe w skałach w miesiącu wystarczyły, aby nie zgubić tej pewności wspinania. Myślę, że pewność we wspinaniu płynie także z pewności siebie jako wspinacza/wspinaczki. Musisz wierzyć we własne siły i nabyte umiejętności. A i tak zawsze przed startem w drogę mózg będzie cicho szeptał: „daj spokój, nie dasz rady, przecież tam będzie super trudno”. Na szczęście dzisiaj już wiem, że to mój oszukańczy mózg mnie sabotuje. Pomamrocze sobie cicho na początku, a jak zrobię 2-3 ruchy, to pewność przejmie kontrolę. I wszystko się uda.

Klimat zen w sztuce – wystudiowany, ale prymitywny. Ogród zen w Kioto w Japonii (Archiwum własne)

Zen wspinania

Porzucenie nadmiernej ambicji, akceptacja strachu i poczucie wspinaczkowej pewności doprowadziło mnie przed drzwi z napisem „zmiana”. Zmiana własnego sposobu myślenia o wspinaniu i różnych jego aspektach mentalnych otworzyła przede mną nowe możliwości. A co jeśli to dopiero początek drogi? Przejdę przez drzwi zmiany z nowym uczuciem inności i co dalej? Będę się lepiej wspinać? Będę się mniej bać? W końcu pocisnę te wszystkie trudne drogi z listy? A może za tymi drzwiami zmiany czeka na mnie coś zupełnie innego? Im bardziej przyglądam się swoim rozważaniom, im więcej zdobywam doświadczeń, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w swoim wspinaniu zapomniałam zupełnie o poczuciu teraźniejszości. Wspinając się, korzystasz z umiejętności fizycznych i technicznych nabytych podczas treningu i próbujesz je połączyć z poczuciem pewności siebie i akceptacji strachu jednocześnie porzucając zbyt dużą ambicję. Uda się albo nie, dam z siebie wszystko. Zatem de facto korzystasz ze wszystkiego, co nabywasz w przeszłości, aby dotrzeć do przyszłości: czyli pokonania drogi. W samym wspinaniu, jako czynności prowadzącej do celu tkwisz w teraźniejszości. Ruchy, stopnie, myśli płyną przez Ciebie teraz w danej chwili i ciągle się zmieniają. Skupienie przechodzi w luz, a strach zamienia się w radość.

Wspinanie jest jakby medytacją

Wspinanie w pewien sposób zaczęło mi przypominać medytację: oto istniejesz w fizycznym ruchu, Twoje ja płynie w nim od jednego stanu umysłu do drugiego. Jeżeli wszystko współgra idealnie, to osiągasz poczucie nazywane „flow”, czyli „płynięciem”, mentalnym uczuciem spełnienia podczas wspinania. Niektórzy nazywają również takie uczucie nie-bytem – czyli uczuciem, że jakby jednocześnie jesteś tu i teraz, ale mentalnie jakby cię nie było. Trochę to poczucie „flow” wydawało się być właśnie rodzajem medytacji w ruchu. No i tak poczucie wspinania jako rodzaju medytacji szybko zaprowadziły mnie w kierunku dalekowschodnich filozofii.

No, ale ten blog to nie wykład o filozofii, a ja nie będę udawać, że jestem w tym temacie ekspertem. Dlatego podzielę się z Wami tym, co uważam w filozofii za ciekawe i trochę pomocne dla mentalnych aspektów wspinania i jego doskonalenia.

Czym jest zen?

Jednym z „typów” filozofii, który moim zdaniem bardzo pasuje do mentalnej strony wspinania jest filozofia buddyjskiego zen. Sama definicja zen podawana we wszelkiego rodzajach encyklopediach wydaje się być dosyć prosta – to taki rodzaj buddyzmu kojarzony ze spokojną, siedzącą medytacją, koncentracją i kontemplacją. Największy problem zen polega na tym, że ludziom Zachodu bardzo trudno jest zrozumieć jego założenia, rozważania i istotę sposobu myślenia. Jako ludzie Zachodu jesteśmy po prostu od urodzenia „włożeni” w sztywne ramy otaczającego nas świata, wychowani wśród monoteistycznych religii i wszechobecnego dualizmu. Odmienna historia, odmienne rozumienie podstawowych pojęć, odmienna kultura bardzo nam utrudnia zrozumienie nie tylko buddyjskiego zen, ale także jakichkolwiek filozofii Wschodu. Dla zainteresowanych tematem polecam szczególnie książkę Alana W. Wattsa „Droga zen”. Tłumaczy on w dosyć ciekawy i oparty na przykładach sposób właśnie filozofię zen.

Co takiego zen wniosło do mentalnej części mojego wspinania? Powiedziałabym, że 3 bardzo ważne kwestie: naturalność, spokój, równowagę.

Naturalność

Wspinanie jest proste. Oto tor przeszkód w postaci drogi wspinaczkowej, a Ty stoisz przed nim, by go pokonać. Nie ma tu nic skomplikowanego, jednocześnie wszystko jest bardzo skomplikowana, a Ty tkwisz gdzieś po środku. Próbujesz rozwiązać tą komplikację, ale jednocześnie biernie się jej przyglądasz, bo nie możesz w tej komplikacji wspinaczkowej nic zmienić. Chwyty, stopnie, wpinki są tam, gdzie są i nie masz na nie wpływu. Zen uczy w takiej sytuacji, że pokonanie drogi wspinaczkowej jest oczywiste i naturalne, i może nastąpić w każdej chwili. Więc nie ma sensu zaprzątać sobie głowy przeszkodami na drodze – trzeba się im poddać. Musisz poddać się skale i dostosować do niej, warunków jakie oferuje, układu chwytów i stopni. Nie walcz z drogą – po prostu przez nią płyń.

„Nie myśl, nie roztrząsaj, nie analizuj
Nie pielęgnuj, nie miej intencji
Niech się samo ułoży”
Tilop „Sześć Reguł”

Spokój

Oj, to chyba wszyscy bardzo dobrze wiemy, jak ważne podczas przejścia drogi wspinaczkowej jest zachowanie spokoju, przy jednoczesnym odpowiednim poziomie pobudzenia. Oczywiście im bardziej trudne dla siebie drogi robimy tym bardziej się denerwujemy i tracimy poczucie spokoju. Filozofia zen uczy żeby nie zaprzątać umysłu niepotrzebnymi rozważaniami. We wspinaniu zen każe Ci się zatrzymać, przeczekać, aż wszystkie niepotrzebne myśli burzące spokój przeminą. Myśli są w naszej głowie zawsze, ale nie musimy ich kontrolować – po prostu można poczekać, aż swobodnie przeminą.

„Spokój nie oznacza bierności, wyciszony umysł pozwala podejmować inteligentne decyzje i działać we właściwym czasie. Bądź dynamiczny i odprężony”
Sri Sri Ravi Shankar

Równowaga

We wspinaniu ważna jest nie tylko fizyczna równowaga, którą można łatwo ćwiczyć – np. w taki sposób jak opisałam tutaj. Równie istotna jest także mentalna równowaga. Jeżeli masz problemy osobiste, niskie poczucie własnej wartości, w pracy wszystko idzie nie tak, to ma to kolosalny wpływ na mentalną stronę wspinania. Brak mentalnej równowagi spowodowany problemami osobistymi może mieć negatywny wpływ na nasze wspinanie. Wspinanie jest bardzo obciążające dla psychiki i zdecydowanie stresuje, ale i motywuje nasz układ nerwowy. Jeżeli dołożymy do tego nasze problemy osobiste, to nasz mózg może się po prostu przeciążyć i postawić nam szlaban na wspinanie. Buddyjski zen uczy, że życie jest takie, jakie jest i należy je takim przyjąć. Nie trzeba robić nic na siłę. Jeżeli czujesz, że tracisz swoją mentalną równowagę, to nie wspinaj się na siłę. Rozwiąż swoje osobiste problemy lub spróbuj nim przeciwdziałać. Na pewno nie będzie to łatwe i przyjemne, ale przywróci Ci równowagę umysłu we wspinaniu.

„Równowaga jest jak dobra nastrojona struna instrumentu, nie za mocno i nie za lekko. Wibruje idealnie i wybrzmiewa cudowna muzyka”
Maha Ghosanada „Krok po kroku”

Podsumowanie

Filozofia zen to bezpośredniość, naturalność, zwyczajność, nie dwoistość w dwoistości, byt w nie-bycie. Wydaje się być pełna sprzeczności, ale jednocześnie neguje pojęcie sprzeczności. Pewne aspekty zen są bardzo widoczne w mentalnej stronie wspinania. Bo przecież jednocześnie się boimy i nie-boimy, walczymy i odpuszczamy, poznajemy drogę bez jej poznania wspinając się OS, jesteśmy konkretni przy rozwiązywaniu cruxa, wykonujemy statyczne ruchy dynamicznie, stajemy na stopniach, których nie ma… Zen dobrze jest oddany w sztuce – w obrazach, ogrodach, są one pozbawione niepotrzebnych detali, wręcz ascetyczne, ale jednocześnie przemyślane i wystudiowane. Czy nie przypominają Ci drogi wspinaczkowej – odpowiedni układ stopni i chwytów, ułożonych jak trzeba, prymitywnych, ale jednocześnie wspaniałych i idealnych?

Drzwi z napisem „zmiana” pozostają w moim mentalnym świecie wspinaczkowym nadal otwarte. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze wiele zmienić i udoskonalić. Warto próbować.

Literatura:

Inne wpisy

Ruch wspinaczkowy

Dla wytrawnych wspinaczy i wspinaczek wspinanie kojarzy się z szorstkim dotykiem skały, piękną w swej surowości przyrodą, przygodą, adrenaliną, strachem, ale także …

Każdy z nas ma swoje wspinaczkowe cele. Jednym z celów wspinaczkowych może być droga o określonej trudności, swoisty projekt, który stanowi duże …


Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *