Wspinanie w Chorwacji zazwyczaj wszystkim kojarzy się z wielowyciągowymi drogami w Paklenicy. To częste miejsce pielgrzymek polskich wspinaczy na wiosnę, w czasie majówki i w ogóle w okresie, gdy u nas w Polsce pogoda jest taka sobie. Do tego do Paklenicy w sumie możemy sobie na spokojnie dojechać samochodem z Polski, bo to przecież nie jest aż tak daleko (poniżej 1000 km). A co z pozostałą częścią Chorwacji? Czy da się tam jeszcze gdzieś wspinać na sportowo?
Na początku sezonu skalnego nie chciałam od razu rzucić się na drogi wielowyciągowe w Paklenicy i dlatego wymyśliłam wspinanie na półwyspie Istria. Tym bardziej gdy zobaczyłam, że przewodnik wspinaczkowy po Istrii jest całkiem gruby… Czyli musi tutaj być sporo wspinania. I na pewno uda się znaleźć jakieś rejony z niezbyt trudnymi drogami na początek! I tak właśnie trafiłam do rewelacyjnego rejonu Šimije położonego na zboczach Limskiego Kanału nieopodal miasteczek Rovinj i Vrsar.

Widok na Limski Kanał z widocznym rejonem wspinaczkowym Krugi. (fot. Depositphotos)
Początek przygody na Istrii
Na początku nie było jednak tak różowo. Podczas niedługiego pobytu na Istrii i zanim trafiliśmy do Šimije, to w planie mieliśmy także odwiedzenie jeszcze dwóch innych rejonów.
Val Rosandra
Pierwszy z nich, to położona w słonecznej Italii, blisko Triestu i legendarnego Ospu, dolina Val Rosandra. Ten rezerwat przyrody to wielka dolina – głęboko ucięta, z rzeczką płynącą jej dnem i skalistymi zboczami. Tuż po przyjeździe byliśmy zachwyceni widokami. I to by było na tyle. Mogę jedynie potwierdzić, że to naprawdę świetne miejsce na uprawianie trekkingu, jazdy na rowerze czy też po prostu spacerowania w pięknych okolicznościach przyrody. Dla chętnych są także tutaj dwie widokowe ferraty o trudnościach około B i C/D. Z kolei wspinanie tutaj jest kompletnie nie warte poświęcenia czasu urlopowego. Byliśmy w dwóch sektorach i z obu nasze wrażenia były jednoznaczna: wyceny kompletnie nie korespondowały z rzeczywistymi trudnościami, słabe urzeźbienie skały i obicie delikatnie rzecz biorąc: pozostawiające wiele do życzenia (a raczej śmiertelne). Skąd taka moja ocena? W dolinie tej, jak się okazało, są bardzo stare drogi, na których została wymieniona asekuracja w sposób 1 do 1. Czyli obecnie spity i ringi spotkamy w takich miejscach jak były umieszczone w skale haki i inne cuda w latach 70 i 80 XX w (albo i w latach wcześniejszych). A to sprawia, że odległości pomiędzy wpinkami są w wielu miejscach naprawdę gigantyczne lub umiejscowione spitów stwarza znaczne niebezpieczeństwo np. odpadnięcie bez zrobienia wpinki grozi połamaniem nóg na półce lub zabiciem się. To nie była nasza bajka. Po zwiedzeniu 2 sektorów stało się dla nas jasne, dlaczego po dolinie snuła się sporo wspinaczy ze sprzętem w plecakach i z dziwnymi minami. No i dlaczego sporo ludzi robiło wycof już o godzinie 12-13 z sektorów, które widzieliśmy z daleka. Nie polecam Val Rosandra na wspinanie, ale na zwiedzanie w dzień restowy jak najbardziej.




Dvigrad
Drugim rejonikiem, jaki odwiedziliśmy jest Dvigrad położony w okolicy Limskiego Kanału. Miejscówkę tą polecała na Facebooku Agata z bloga Mama w skałach. W porównaniu do Val Rosandra tutaj było już zdecydowanie lepiej. Krótkie podejście po płaskim terenie i faktycznie trafiamy do miejsca bardzo przyjaznego dla rodzin z dziećmi. Drogi są doskonale przygotowane do wspinania – nie ma kruszyzny, a obicie jest bardzo dobre i bardzo nowoczesne (a to bardzo zachęca do wspinania). Aczkolwiek miejsce to nie do końca przypadło nam do gustu. Mianowice skała jest tu raczej słabo urzeźbiona (ale bardzo dobra tarciowo) i dominuje tu wspinanie po małych stopniach (miejscami na wiarę i po małych, nie zawsze wygodnych chwytach). Jak dla mnie to nie był fajny rejon na rozwspinanie. Przyznam szczerze, że gdybym chciała się wspinać po małych stopniach i chwytach, to zamiast jechać na Istrię, pojechałabym po prostu na naszą Jurę. Na pewno jest to fajny rejon, jeżeli ktoś chce poćwiczyć dużo wspinania w połogach i w pionach po małych chwytach, bo tu jest naprawdę spory wybór dróg w takich formacjach. Nie skreślam jednak tego miejsca zupełnie – myślę, że kiedyś tu jeszcze wrócę. Na pewno jednak wspinałabym się tutaj już po etapie dobrego rozwspinania się po małych chwytach. Aha! I uważajcie tam jak idziecie w krzaki za potrzebą. Ja miałam niemiłe spotkanie ze sporych rozmiarów żmiją, która wygrzewała się na kamieniach. Od razu odechciało mi się chodzenia po chorwackich krzakach – zwłaszcza tych o południowej, nasłonecznionej wystawie.




Šimije – wspinanie z widokiem na chorwacki fiord
Po zwiedzeniu Val Rosandra oraz Dvigradu trafiliśmy wreszcie do wspinaczkowego mini-raju – do Šimije. Rejon ten położony jest na zboczu Limskiego Kanału. Limski kanał nazywany jest najbardziej południowym fiordem Europy. I rzeczywiście tak wygląda – to szeroka dolina o dosyć stromych zboczach wijąca się wśród wzgórz i poszerzona przy ujściu do morza. Geologiczne pochodzenie Limskiego Kanału jest jednak zupełnie inne niż norweskich fiordów. To po prostu kanion wyrzeźbiony w wapiennych wzgórzach przez rzekę. A dzisiaj wygląda jak fiord, bo miejsce to uległo zalaniu wodą morską po znacznym podniesieniu się poziomu mórz na świecie już po zakończeniu epoki lodowcowej. Poza tym kanion ten ciągnie się dalej, ale już nie ma w nim rzeki, która płynie teraz ukryta gdzieś pod ziemią.




Jak trafiliśmy do Šimije? Gdy oglądaliśmy przewodnik wspinaczkowy po okolicach Rovinju naszą uwagę przykuł właśnie ten rejon z dwóch powodów: oferował wspinanie w wiosennym słońcu i było tu sporo dróg w zakresie głównie 5c-6b. Drogi te w większości były długie czyli miały po 20-30m. W Šimije są razem 34 drogi, w tym 12 jest 2-wyciągowych. Wszystkie drogi są w zakresie trudności 5a-7a, przy czym najwięcej jest tych za 6a-6b. Czyli było idealnie na rozwspinanie w niewygórowanych trudnościach! Topo jest też dostępne online: tutaj. Wszystkie drogi są bardzo dobrze ubezpieczone. Skała jest tu wysokiej jakości – zero kruszyzny, ale zalecam noszenie kasku, bo nigdy nie wiadomo, co tam może spaść z góry. Wspinanie tutaj ma charakter w większości ciągowy, bardzo urozmaicony (są piony, małe przewieszki, połogi), po relatywnie dobrych chwytach i z dobrymi stopniami. Bardzo przypominało mi to wspinanie w Hiszpanii np. w Selli albo Calpie. Drogi są długie i „wspinaczkowe” tj. nie zawsze i nie wszędzie są miejsca typowo restowe up. półki i dlatego trzeba się cały czas wspinać. Chwyty na drogach są bardzo różnorodne – są tu odciągi, rysy, krawądki, klamy i okazjonalnie dziurki i oblaki, a to sprawia, że wspinanie nie jest nudne. Teren pod ścianą nie jest mocno płaski, ale ma płaskie kawałki ułatwiające asekurację. Widoki ze stanowisk dróg są obłędne. I pod koniec wspinania zawsze trochę czuć za plecami przestrzeń i powietrze.

Polecajki w Šimije
Trudno mi tu polecić jakieś konkretne drogi, bo wszystkie są bardzo ładne i warte zrobienia. Dwie przypadły mi szczególnie do gustu:
1) Kornjaca 5c, 30 m niekończącego się wspinania z ciekawym początkiem
2) Skarpina 6a, 20m – robiłam tylko pierwszy wyciąg, droga oferuje ładne wspinanie z urozmaiconym technicznie ciągiem.
Dojście do Šimije
Przewodnik pokazywał nam, że da się zaparkować nad samym sektorem. Gdy jechaliśmy tam samochodem, to po drodze minęliśmy tablicę informacyjną (bo sporo tu jest ścieżek przyrodniczych) i ruiny starego klasztoru. Zaraz za ruinami pojawił się jednak szlaban i droga szutrowa. Nie bardzo wiedzieliśmy, czy możemy tam dalej wjechać (a nie chcieliśmy denerwować miejscowych), więc samochód zostawiliśmy obok ruin klasztoru na parkingu i udaliśmy się na krótki dwu-kilometrowy spacer lasem – w sumie cały czas po płaskim. Kierując się mapką z przewodnika trafiliśmy na gromadkę samochodów zaparkowanych koło ścieżki dojściowej do Šimije. Sama ścieżka dojściowa pod sektor jest dosyć stroma, schodzi w dół i do złudzenia przypomina wszystkie jurajskie ścieżki. Od razu poczuliśmy się jak u siebie! Jedna odnoga ścieżki prowadziła też do wód Limskiego Kanału – jak ktoś ma się ochotę wykąpać, to proszę bardzo!
Podsumowanie rejonu Šimije
Wspinania w Šimije jest może na 2-4 dni, ale to już sprawa indywidualna. W niedalekiej okolicy jest też rejon Krugi (tuż przy drodze nad Limskim Kanałem – zdjęcie jest na początku wpisu), ale tam dominują trudniejsze drogi tj. w zakresie 6b-7c, aczkowiek łatwiejsza cyfra też się znajdzie (razem jest tam 71 dróg). Inny rejonik to Koštar – tam jest 8 dróg z zakresu 6a+-7a+ (krótkie po 12-15 m, więc na pewno łatwo nie będzie). Niestety nie udało się nam powspinać w tych rejonach, bo pogoda się zmieniła na deszczową.
Nocowanie i inne wskazówki bytowe
Podczas pobytu nad Limskim Kanałem nocowaliśmy na bardzo kameralnym campingu Terre w miejscowości Selina. To maleńki camping na dosłownie 10 miejsc przystosowanych dla kamperów. Miejsce to jest bardzo zadbane, parkuje się na płaskim terenie wokół zieleni żywopłotów i kwitnących w kwietniu drzewek owocowych. Każde miejsce ma też podłączenie do prądu dla kamperów (potrzebna jest wtyczka CEE). Są tutaj nowe i czyste sanitariaty – męska i damska toaleta, obie wyposażone w suszarki do włosów i normalne gniazdka. Do dyspozycji gości jest jeden prysznic oraz dwa zewnętrzne zlewy do mycia naczyń lub nabierania wody. Jeden prysznic może być kłopotliwy, gdy więcej osób jest chętnych do kąpieli, ale my nie uświadczyliśmy jakiś szczególnych kolejek. Tylko raz czekałam 5 minut, aż się zwolni. Na kempingu obowiązuje segregacja śmieci, a kubły są dobrze oznaczone. Właściciel kempingu Milos mówi dosyć dobrze po angielsku i niemiecku, więc można się w miarę swobodnie dogadać. Jest on dostępny tylko po południu tj. w godz. 17-22. W pozostałych porach należy dogadać się z jego mamą, która mówi dobrze tylko po niemiecku. Ale od czego jest tłumacz w smartfonie! Cennik możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej.

U właściciela można też zakupić produkowaną przez niego oliwę i wino (a wokół są winnice i drzewka oliwne). Kamping ten jest dobry na dłuższy pobyt (my spaliśmy tutaj w samochodzie), ale także na 2-3 dni wizyty, jako przystanek w trakcie podróży na bardziej południowe krańce tej części Europy. Właściciel bardzo chętnie przyjmuje gości i jak podkreślał w rozmowie: szczególnie zaprasza w okresie kwiecień-maj oraz wrzesień-listopad, bo wtedy nie jest tutaj tłoczno i można na spokojnie przyjechać bez rezerwacji. No i mają tutaj Wi-Fi, więc łączność ze światem jest. Tutaj macie link do strony campingu: Camp Terre.
Jeżeli chodzi o zakupy, to w okolicy w pobliskim Sveti Lovreč jest sklep spożywczy. Można robić także zakupy w bardzo dobrze zaopatrzonych marketach samoobsługowych Plodine – są w miejscowości Rovinj, Pula i Poreč. Cenowo bym powiedziała, że podobnie jak w Polsce, aczkolwiek warzywa i owoce były trochę tańsze.
Moje propozycje na dzień restowy czyli zwiedzanko
Oprócz zwiedzania szlagierów takich jak Rovinj (miasteczko z uliczkami we włoskim stylu, z kościołem św. Eufemiji na wzgórzu), Triest (zadbane włoskie miasto z wielkim portem) polecam Wam 4 mniej oczywiste atrakcje.
Dvigrad – ruiny średniowiecznego miasteczka i zamku z Vlll-XVII w.
Spore ruiny widoczne z miejscówki wspinaczkowej Dvigrad. Można powiedzieć, że to taki trochę chorwacki Ogrodzieniec, ale bez komercji i tłumów ludzi, a już zwłaszcza poza sezonem czyli wiosną lub jesienią. Atrakcja jest całkowicie bezpłatna. Ruiny są częściowo odbudowane i niezwykle malownicze. Trochę przypominają plener z Władcy Pierścieni… Mieszkańcy opuścili miasto już w XVI w. po epidemii dżumy i malarii. Interesujące jest to, że ruiny są jakby zastygłe w czasie – wszystko co się zachowało do dzisiejszych czasów jest w jednym stylu architektonicznym.




Sveti Lovreč – starożytne miasto pośrodku niczego
Przez Sveti Lovreč przejeżdżaliśmy kilka razy, gdy wracaliśmy na nasz camping w Selinie. Naszą uwagę przykuły jego średniowieczne mury i wystająca tajemnicza wieża. Jak się okazało, miasteczko to ma historię sięgającą czasów prehistorycznych, a zachowane do dziś w niezmienionym stanie fragmenty średniowiecznych murów, bramy, bazyliki świętego Marcina i Kościół Świętego Lawrence pozwalają na cofnięcie się w czasie do co najmniej VIII wieku. I te plenery rodem z gry Assassin’s Creed pobudzają wyobraźnię! Szkoda, że nie udało nam się wejść do środka do bazyliki i kościoła, bo podobno można w nich zobaczyć piękne freski i ciekawe ołtarze. Polecam to miejsce na magiczny niedługi spacer.





Rzymski amfiteatr w Puli
Pula to niewielkie miasteczko (ok. 50 tys. Ludzi) na południu Istrii. To jedno z trzech miejsc na świecie, gdzie można zobaczyć całkiem dobre zachowane ruiny gigantycznego amfiteatru z czasów rzymskich. Dwa pozostałe miejsca z tak wielkimi amfiteatrami, to Rzym we Włoszech oraz w El Jem w Tunezji. Obiekt w Puli naprawdę robi duże wrażenie i warty jest zobaczenia z zewnątrz jak i od środka. Budowa amfiteatru rozpoczęła się w 2 r. p.n.e. i została zakończona w 14 r. n. e. W czasach swojej świetności mógł pomieścić on 23 000 widzów. Dzisiaj ma około 5000 miejsc i nadal czasem służy jako scena do wydarzeń artystycznych (tu występowali Elton John, Sting, Seal, Zucchero, Eros Ramazzotti czy Luciano Pavarotti) oraz rozgrywane są tutaj… mecze hokeja na lodzie chorwackiej drużyny KHL Medveščak Zagrzeb. Koniecznie zejdźcie także do podziemi amfiteatru, w których przygotowana została wystawa pokazująca jak wyrabiano oliwę na Istrii w czasach rzymskich. Bilety wstępu do amfiteratru kosztują 10 euro, a atrakcja czynna jest od kwietnia w godz. 8-20. Jeżeli chodzi o samą Pulę, to można się po niej przespacerować, moim zdaniem nie jest to miasto jakoś szczególnie godne uwagi. Z innych ciekawych zabytków można tu zobaczyć Łuk Triumfalny Sergiusza i pozostałości Świątymi Romy i Augusta. Widać, że miasto to ma w sobie sporo kontrastów – obok antycznych budynków czy uliczek widać wplecione bez sensu budowle w stylu dawnego PRL. Trochę podobnie jak w wielu miastach w Polsce…
Aha, i najlepiej zaparkujcie na parkingu szutrowym koło mariny – koszt zaparkowania to 10 eurocentów (!!!) za godzinę (płatne w parkometrze). Można opłacić go na kilka godzin z góry.







Jaskinia Baredine
Jaskinia ta położona jest niedaleko miejscowości Poreč. Miejsce to jest bardzo dobrze zagospodarowane – parkuje się tutaj na sporym parkingu, w okolicy jest plac zabaw, bar z jedzonkiem, miejsca do piknikowania oraz wystawa traktorów (fajna dodatkowa atrakcja dla dzieci). Zwiedzanie jaskini to koszt 10 euro za osobę – w tę cenę jest wliczony przewodnik, który mówi po angielsku. Zejście do jaskini jest dosyć strome, bo ma ona rozwinięcie prawie pionowe. Na szczęście ścieżka prowadząca po 280 schodach jest bardzo starannie przygotowana i świetnie wpleciona pomiędzy nacieki. Stalaktyty, stalagmity, draperie są tutaj naprawdę przepiękne i ogromne – widać, że procesy krasowe na Istrii są bardzo intensywne. Na końcu jaskini można zobaczyć niewielkie jeziorko jaskiniowe, a w nim największe znane jaskiniowe zwierzątko – odmieńca jaskiniowego. Po wyjściu z jaskini warto też zwiedzić niedużą wystaw, na której można obejrzeć zdjęcia różnych jaskiniowych żyjątek oraz artefakty z czasów prehistorycznych. Tutaj macie link do strony o tym miejscu: Jaskinia Baredine.



Polecane w okolicy restauracje
Na Istrii jest sporo restauracji wartych odwiedzenia. Moim zdaniem szczególnie dobre są tutaj ryby i owoce morza. Cenowo – no cóż powiedzieć, tanio już było. Niestety ceny są tutaj ustalone ewidentnie pod niemieckojęzycznych turystów, a więc trzeba się liczyć z rachunkiem 50-60 euro za obiad dla dwóch osób (danie główne bez szaleństwa + napoje np. piwo, lemoniada). W okolicy Limskiego Kanału mogę Wam polecić 3 restauracje warte odwiedzenia.
Restauracja Marina w Rovinju
Restauracja ta, jak wskazuje nazwa, jest zlokalizowana w marinie (adres to Obala Alda Rismonda 2, Rovinj). Serwują tutaj różne dania: makarony, grillowane owoce morza, pizzę, ravioli, ryby – wybór jest naprawdę duży. Kelnerzy mówią po angielsku, więc nie ma problemu z komunikacją. Można także płacić kartą. My zamówiliśmy dwie pizze, herbatę, piwo i kawkę – za całość zapłaciliśmy ok. 34 euro. Pizza była bardzo smaczna, a wyróżniała się delikatnie słonawym puszystym na brzegach ciastem. Polecam!


Restauracja Viking
Jak wskazuje jej nazwa, to oczywiście jest ona zlokalizowana w chorwackim fiordzie czyli przy brzegu Limskiego Kanału. Woda w Limskim Kanale jest bardzo czysta i nie za mocno słona, a to sprzyja prowadzeniu tu hodowli różnych morskich stworzeń. I dlatego na końcu kanału, w głębi lądu znajduje się właśnie restauracja serwująca świeże owoce morza. My zdecydowaliśmy się zamówić tutaj grillowaną hobotnicę (po chorwacku: ośmiornica), kalmary, frytki oraz grillowane warzywka i coś do picia. Ośmiornica była najlepsza jaką jadłam w życiu, a kalmary były niezwykle delikatne. Cenowo wyszła nas ta przyjemność ok. 55 euro. No cóż, na coś trzeba wydawać pieniądze na urlopie… Ale nie żałuję każdego wydanego tutaj euraska. Można płacić kartą, a kelnerzy mówią po angielsku.


Restauracja Trošt we Vrsarze
To również restauracja zlokalizowana w marinie małej miejscowości Vrsar (adres to Obala Maršala Tita 1A, Vrsar). Lokal ten polecił nam właściciel kempingu, na którym nocowaliśmy. Vrsar to małe miasteczko zlokalizowana na niedużej górce, z której roztaczają się piękne widoki na morze. Marina jest tutaj sporych rozmiarów, ale miasteczko wielkością raczej przypomina małe nadbałtyckie miejscowości np. Poddąbie. Sama restauracja z zewnątrz nie bardzo zachęca – trzeba wejść po schodach i przy samych drzwiach ma się trochę wrażenie jakbyśmy wchodzili do nowoczesnego, trochę bezdusznego lokalu. Tymczasem po chwili kelner prowadzi nas do głównej sali, która urządzona jest w stylu rybackiej tawerny. Specjalnością lokalu są grillowane ryby i owoce morza. My zamówiliśmy właśnie talerz grillowanych ryb i owoców morza dla dwojga, opiekane ziemniaczki i piwko. Jako preludium do dania głównego skosztowaliśmy także zupy rybnej, która zaskoczyła nas delikatnym smakiem i lekko kremową konsystencją. A że tego dnia było zimno i lał deszcz, to też dobre nas rozgrzała. Całość dwudniowego obiadu kosztowała nas ok. 60 euro, ale uważam, że warto było tu zjeść. Niepowtarzalna atmosfera, podgrzewane talerze, elegancka obsługa (można płacić kartą), wspaniałe jedzenie – czasem trzeba się porozpieszczać. A plotka głosi, że to najlepsza restauracja w całej Chorwacji! A tutaj link do strony restauracji: Trošt.

Inne wpisy
Jeżeli wspinanie strasznie Ci się podoba – i zamierzasz się teraz wspinać, sprawić, by wspinanie było Twoim hobby lub jeżeli spróbowałeś/aś wspinania …
Żywot wspinacza początkującego na naszej polskiej Jurze nie jest prosty. Skały to nie to samo, co panel – nie ma tu kolorowych …
no fajnie macie na chacie – val rosandra 600 dróg, ale „nie polecam, śmiertelne obicie” XD.
Na jurze też znajdziesz jakieś parchy z 2 ringami na krzyż gdzie człowiek się zastanawia po co w ogóle ktoś to wiercił, ale to mało reprezentatywna próbka.
My z kolei tam się wspinaliśmy i polecamy – co prawda bardziej na zimę bo wystawa południowa, ale nie zauważyłem śmiertelnego obicia, ani złej wyceny.
Wada to szkło na parkingach i rozjebane plecaki po krzakach.
Zgadzam się, że tam brudno po krzakach strasznie. Byliśmy w Val Rosandra tylko w dwóch sektorach (bo nie mielismy za dużo czasu) i niestety w nich obicie było niebezpieczne. I mówie to z perspektywy wspinania się w różnych rejonach na świecie przez ponad 12 lat. Przyznam, że rzadko kiedy narzekam na obicie, ale tutaj drogi w które się wstawialiśmy były naprawdę bardzo ryzykowne. Być może w innych sektorach w tej dolinie jest fajniej i obicie jest tam bardziej bezpieczne. Może polecisz inne sektory w Val Rosandra z fajnymi drogami 🙂
very informative article.I will make sure to be reading your blog more
Thank you. Have a nice reading 🙂