W sumie ten wpis powinnam była przygotować na początku roku i ładnie się wszystkim pochwalić, że „oto mój wspaniały plan postanowień na Nowy Rok”. Tak by było w idealnym świecie, ale moim zdaniem życie nie dzieli się na Stary i Nowy Rok. Przecież zawsze można coś zacząć lub zakończyć później niż sugeruje to kalendarz. Od dłuższego czasu staram się podążać swoim tempem do przodu i żyć swoim życiem w zgodzie ze sobą i moją rodziną. Nie opublikowałam tego wpisu w styczniu, bo wtedy go jeszcze nie napisałam i w ogóle nie wiedziałam czy powstanie. W styczniu miałam sporo na głowie: zmagałam się z adaptacją mojego rocznego syna w żłobku, walczyłam z kontuzją pleców i przeziębieniem. Co prawda były też pozytywne zdarzenia np. udało mi się też pójść na kilka treningów na ściankę i napisać wpis na bloga o moim powrocie do formy wspinaczkowej po porodzie. I potem dopiero w lutym zaczęłam się zastanawiać co dalej robić, żeby jednak na lato mieć jakąś tam formę wspinaczkową i poprawić w swoim ciele wszystko to, co się po ciąży pozmieniało. Zaczęłam sobie zadawać pytania: Czy kontynuować swoje treningi w niezmienionej formie i według planu, który sama sobie ustalałam? Czy to będzie działać? A może jednak coś zmienić? I zmiana jednak wygrała. Po przeanalizowaniu mojej obecnej sytuacji zdrowotno-kondycyjno-psychicznej doszłam do wniosku, że zmiana w treningu będzie nieunikniona. W zeszłym roku zostałam mamą, moje ciało po ciąży i porodzie bezpowrotnie się zmieniło, a więc to był czas na dostosowanie się do nowych warunków. I dlatego postanowiłam, że muszę trochę się odciąć od moich poprzednich treningowych zabaw. Tylko zmiana mogła mnie popchnąć na drogę prowadzącą do powrotu do wspinaczkowej formy i dalszego rozwoju. Oto wpis o tym jakie to ciekawe wyzwania i plany treningowe sobie obmyśliłam.
Wzmocnienie mięśni brzucha
Umówmy się, że po ciąży i porodzie moje mięśnie brzucha przestały istnieć. Po prostu zniknęły. Rozciągnęły się za bardzo, straciły definicję, elastyczność i ukryły się gdzieś głęboko pod tkanką tłuszczową. Na szczęście wiedziałam wcześniej, że tak się stanie, więc moje postanowienie, że muszę wzmocnić moje mięśnie brzucha jest jak najbardziej uzasadnione. Na szczęście praktycznie cały poprzedni rok spędziłam na rehabilitacji mięśni dna miednicy i mięśni brzucha, co pozwoliło mi dość szybko przejść do bardziej klasycznego wzmacniania tej części ciała. Co zatem planuję w tym roku? Nie będę odpuszczać i systematycznie wykonywać ćwiczenia mięśni brzucha. Zdecydowanie stawiam na różnorodność i powolny progres. I tu muszę przyznać, że zaczęłam od niedawna, a efekty już powoli widzę np. wspinaczkowe przewieszenia przestały być dla mnie teraz (czyli w marcu) tak bardzo niedostępne, jak były wcześniej (czyli w styczniu).

Wyjście ze strefy komfortu
Jak to w każdym sporcie bywa – postęp można zrobić tylko wtedy, gdy zacznie się trenować słabe strony lub gdy zacznie się robić coś nietypowego np. nowe ćwiczenia. Żeby zacząć to robić, trzeba po prostu wyjść z własnej strefy komfortu. A co takiego ja zaplanowałam? Dla mnie wyjście ze strefy komfortu to:
– treningi na różnych ściankach wspinaczkowych, a zwłaszcza na tych, których zazwyczaj nie odwiedzałam. Nowe miejsce, nowe chwyty, inny routesetting, inna atmosfera – wszystko to wyrywa mnie ze wspinaczkowej rutyny. Zrobiłam tak ostatnio dwa razy i widzę, że trochę mi to poszerzyło perspektywy. Mogłam np. zobaczyć, które nietypowe chwyty są dla mnie trudne i jakie formacje są dla mnie mniej lub bardziej przyjazne. Trzymanie się kurczowo jednego miejsca do prowadzenia treningów nie zawsze jest dobre. Od czasu do czasu można pójść na inną ścianę i spróbować czegoś nowego. A dowodem na nowy bodziec treningowy było w moim przypadku to, że po takim wyjściu bolały mnie zupełnie inne mięśnie niż zwykle.
– nastawienie na bardziej ustrukturyzowany trening czyli trening to… trening – nie ma tutaj być fajnego wspinania i robienia ciekawych baldów (oczywiście to też może być trening), ale ma być stopniowe zwiększanie trudności i żmudna praca nad podstawowymi słabymi stronami. W tym roku postanowiłam postawić na coś bardziej „rozplanowanego”, bo niestety czułam po kilku pierwszych wyjściach na ściankę i treningach domowych, że chyba błądzę trochę po omacku. Trudno mi się do tego przyznać, ale muszę powrócić do podstaw. A więc ścisła struktura, plan i stopniowy progres, to moi nowi przyjaciele! Trochę może to nudne, ale mam cierpliwość i liczę na to, że dzięki temu moje wspinanie w lato będzie trochę ciekawsze.
Regularność treningu
W przeszłości regularność treningu była moją raczej mocną stroną. Ja po prostu lubię ćwiczyć i robię to od ponad 25 lat, więc wydaje się, że to nie jest dla mnie żadne wyzwanie. A jednak w tym roku, to będzie dla mnie wyzwanie! Pojawienie się na świecie mojego syna zmieniło dość mocno moje życie. I jak to zazwyczaj bywa doszły mi przez to nowe obowiązki i wyzwania. I to do tego stopnia, że nie zawsze starcza mi czasu na „moje” aktywności. A bo to muszę zrobić tysiąc spraw w domu (sprzątać, gotować, robić zakupy etc.) i coś tam pracować i ogarnąć syna przed i po spędzaniu czasu w żłobku. No i oczywiście jeszcze do tego on w kółko choruje, więc dochodzą wizyty lekarskie, spacery do apteki i brak snu w nocy, bo chore dziecko budzi się, bo gorączka, zapchany nos i kaszel. Czy wspomniałam też, że małemu dziecku rosną ciągle zęby i to nie jest wtedy najlepszy dla niego czas na spokojne spanie w nocy? No więc moje życie wygląda trochę teraz tak, że ciągle brakuje mi czasu lub jestem mocno niewyspana. I jak tu trenować? Mam takie dni, że mi się po prostu nie chce. I to nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Nie lubię narzekać i za szybko się poddawać, ale widzę, że regularne trenowanie będzie dla mnie w tym roku sporym wyzwaniem.

Jak największa ilość wspinania
Brzmi to trochę banalnie, ale przy wychowywaniu małego dziecka jest sporym wyzwaniem. Mimo wszystkich przeszkód i prozy życia, o której wspomniałam powyżej, będę się starać poświęcać jak najwięcej czasu na aktywności wspinaczkowe. Mam nadzieję, że będzie to nie tylko trening na ściance, ale także wspinanie w skałach. Po wielu latach wspinanie jestem nadal zdania, że im więcej się wspinasz, tym lepiej się wspinasz. I że wspinanie w skałach uczy znacznie więcej techniki niż wspinanie na panelu. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się powspinać w skałach więcej niż w zeszłym. Na razie udaje mi się chodzić na ściankę na jeden dłuższy trening w tygodniu. Może za jakiś czas będę w stanie pójść np. 2 razy w tygodniu. Oczywiście w pozostałe dni tygodnia nie próżnuję – robię treningi w zaciszu domowym, w tym także z zastosowaniem chwytotablicy.
Trening z trenerem
Jak wspomniałam we wstępie, zmiana w treningu to dla mnie najważniejszy motyw przewodni w tym roku. W sporcie zawodowym najprościej wprowadzić zmianę zmieniając trenera. Oczywiście ja zawodowcem nie jestem i dotychczas w mojej amatorskiej wspinaczkowej „karierze” korzystałam w sumie z dwóch rozwiązań: 1) chodziłam na zajęcia zorganizowane w grupach 2 razy w tygodniu czyli na tzw. sekcje wspinaczkowe (na różne ścianki w Łodzi, Warszawie i Krakowie) + 1 raz w tygodniu chodziłam też dodatkowo na ściankę, 2) sama byłam sobie trenerem tj. układałam sobie treningi, które robiłam na siłowni, w domu i na ściance; korzystałam w tym podejściu też z aplikacji z ćwiczeniami, inspirowałam się filmikami z netu i korzystałam z treningu z kursem online opisanego tutaj. Oba podejścia oczywiście mają swoje wady i zalety, ale nie o tym jest ten wpis. W tym roku po przemyśleniach zdecydowałam się na współpracę indywidualną z trenerem – oczywiście współpraca ta jest prowadzona na odległość i także przy pomocy aplikacji. Na razie czuję się z tym dobrze, a rozpisane treningi poprawnie korespondują z moimi założeniami na ten rok. Na efekty oczywiście muszę jeszcze trochę poczekać, bo przecież efekty treningu nie przychodzą z dnia na dzień. Wstępnie mogę stwierdzić, że psychicznie czuję większą „konieczność” i dyscyplinę, aby za wszelką cenę trening robić. I nie stosuję już wymówek, że mi się nie chce. Rezygnuję z treningów tylko i wyłącznie, gdy jestem naprawdę cyklicznie mocno nie wyspana lub gdy jestem chora. Rozpoczęłam treningi z trenerem mniej więcej od połowy lutego i mam nadzieję, że czas pokaże, iż była to dobra decyzja.
Podsumowanie
Czy uda mi się spełnić 5 opisanych powyżej wyzwań i postanowień w 2025 roku? Nie jestem pewna, ale uważam, że jest taka możliwość. Nigdy nie miałam gigantycznych problemów z powrotami do formy, po dłuższej przerwie. No i wiem, że nie zawsze udaje się to zrobić w krótkim czasie. Potrzeba po prostu na ten proces cierpliwości i wytrwałości, bo może być on długi. A skoro po urodzeniu dziecka w rok udało mi się dosyć fajnie fizycznie zregenerować, to i zdecydowanie mam szanse powrót do dobrej formy wspinaczkowej. Po co to wszystko robię? Bo uwielbiam się wspinać i nie bardzo mogę sobie wyobrazić życia bez wspinania. Robię to też, bo chciałabym powrócić na solidny poziom robienia dróg w zakresie VI.1-VI.2 lub trudniejszych. Wspinanie po łatwym jest fajne i może być ciekawe, ale niestety mnie nie satysfakcjonuje. Kręcą mnie trudności wspinaczkowe, ich przezwyciężanie oraz duża różnorodność w drogach wspinaczkowych. A wiadomo, że im trudniejsze drogi się robi, tym większy ma się ich wybór. Tak więc trzymajcie kciuki!
(Oczywiście pod koniec roku lub na początku kolejnego ukaże się wpis podsumowujący moje treningowe zmagania, osiągnięcia i porażki. Stay tuned!)
Inne wpisy
Wspinanie z niemowlakiem na pokładzie to szereg wyzwań zupełnie obcych dla tych, co nigdy nie wspinali się z dziećmi. Tak […]
Znajdź kurs dla siebie