Wspinanie w ciąży

Jak i dlaczego wspinałam się w ciąży?


Wspinanie w ciąży to temat bardzo kontrowersyjny. W moim wpisie nie zamierzam nikogo do tego zachęcać, bo każda z nas będąc w szczególnym stanie, jakim jest ciąża, sama podejmuje odpowiednie dla siebie i swojej sytuacji zdrowotnej decyzje. Wpis ten jest po prostu moją historią, którą postanowiłam się podzielić z czytelnikami bloga. Jest to po prostu moja historia, moje odczucia i moje sposoby na bycie aktywną w ciąży.

Ja podjęłam decyzję, że w ciąży nie porzucę dotychczasowych aktywności sportowych, jeżeli zdrowie moje i dziecka na to pozwoli. No i oczywiście, jeżeli lekarz prowadzący ciążę nie będzie widział przeciwskazań do uprawiania sportu. Okres ciąży był dla mnie stanem szczególnym, który sprzyjał też przemyśleniom na temat sensu własnego życia. I tak doszłam do wniosku, że wspinanie i wszystkie sportowe (i nie tylko) aktywności z nim związane stanowią bardzo ważną część mnie i nie jestem w stanie z nich zrezygnować. Nie chciałam także później opowiadać mojemu dziecku, że w związku z ciążą i jego urodzeniem zrezygnowałam z tak ważnej części siebie. Chciałabym kiedyś nauczyć mojego syna, że nigdy nie należy rezygnować z samego siebie. I że wszystko jest możliwe gdy jest się mocno zdeterminowanym i cierpliwym.

W porównaniu do innych sportów np. pływania, biegania, wspinanie to bez wątpienia sport ekstremalny. We wspinaniu zawsze grozi nam upadek z wysokości (kontrolowany lub nie), co może skutkować potłuczeniem, połamaniem, a w konsekwencji kontuzją, poważnymi problemami zdrowotnymi, kalectwem lub nawet śmiercią. Dodatkowo, gdy jest się w ciąży upadek z małej lub dużej wysokości może skutkować bardzo poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi nie tylko dla kobiety, ale także dla jej dziecka. Czy można całkowicie wyeliminować ryzyko ze wspinania, aby bezpiecznie wspinać się w ciąży? Myślę, że i tak i nie – to zależy jak podchodzimy do tej aktywności, jakie mamy doświadczenie w tym temacie oraz czy umiemy bezwzględnie i rygorystycznie przestrzegać zasad bezpieczeństwa w taki sposób, aby bardzo mocno zminimalizować ryzyko upadku.

Moja sytuacja zdrowotna sprzed ciąży

Żeby podjąć jakiekolwiek decyzje związane ze świadomym uprawianiem sportu w ciąży należy dobrze określić swoją sytuację zdrowotną. Jak to wyglądało u mnie?

Przed ciążą

Tak się złożyło, że przed zajściem w ciążę cały sezon panelowy (czyli w okresie październik-kwiecień) spędziłam na bardzo intensywnym treningu wspinaczkowym i okołowspinaczkowym. Trenowałam 5-6 razy w tygodniu, na co składały się treningi wspinaczkowe na ściance, treningi siłowe, pływanie oraz rozciąganie. W trakcie treningu pobiłam kilka treningowych rekordów życiowych i zdecydowanie poprawiłam swoje wspinanie w przewieszeniu. Swoją formę na początku sezonu skałkowego określiłam jako bardzo dobrą i fizycznie gotową na życiówki. W kwietniu rozwspinanie zrobiłam w Chorwacji, gdzie wspinałam się głównie po drogach z zakresu VI-VI.1. Do tego w trakcie majówki (byłam już wtedy w ciąży, ale jeszcze o tym nie wiedziałam) wyrównałam na Jurze swoją życiówkę w stylu OS. Czułam się świetnie i byłam przekonana, że to będzie mój życiowy sezon skałkowy. Do tego muszę dodać, że generalnie sport regularnie uprawiam od ukończenia 13 roku życia, przy czym mam za sobą także nie za długą, 6-letnią karierę uprawiania sportu na poziomie zawodowym.

Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży byłam w wielkim szoku. Na dziecko oczekiwaliśmy z mężem bardzo, bardzo długo – ponad 7 lat. Jednak życie potrafi zaskoczyć w każdej chwili! I tak w wieku 41 lat miałam zostać mamą…

Po wizycie u lekarza

Jak się okazało po wielu wizytach u ginekologa i wszelkich badaniach nasz mały synek był w 100% zdrowy i rozwijał się prawidłowo. Podsumowując krótko – cała ciąża przebiegała bez większych problemów – zarówno od strony malucha, jak i mojego zdrowia. Miałam zero powikłań typu rzucawka, nadciśnienie, cukrzyca ciążowa, zakrzepica, obrzęki, wysokie ciśnienie krwi etc. Jedyną przypadłość jaką miałam była niedoczynność tarczycy (którą miałam już od lat z czasów sprzed ciąży) – ale to można było łatwo regulować odpowiednimi dawkami leków oraz częstymi badaniami. Miałam także insulinooporność, ale ona w ogóle nie miała żadnego wpływu na ciążę – wręcz moje wyniki krwi w zakresie poziomów glukozy we krwi w ciąży były znacznie lepsze niż w okresie sprzed ciąży. Mało tego – nie miałam praktycznie żadnych męczących objawów ciążowych typu mdłości, omdlenia, napady apetytu itp. Jedyne dolegliwości, jakie się u mnie pojawiły, to ból stóp (po 2 tygodniach ustał), lekkie drętwienie najmniejszego palca u lewej ręki (ustało 4 dni po porodzie), krótszy oddech i szybsze męczenie się przy dosyć długim i mocnym wysiłku np. podczas spaceru pod górkę (co jest normalne w ciąży, bo zwiększa się stopniowo objętość krwi w organizmie i serce ma przez to duuużo pracy). Pojawił się także u mnie lekki niedobór żelaza, ale był pod kontrolą – stosowałam tutaj suplementację żelazem i częste kontrolne badania krwi. Oczywiście pod koniec trzeciego trymestru dopadła mnie straszna zgaga i problemy z poruszaniem się, zaparcia oraz duże zmęczenie – ale wtedy już nie uprawiałam właściwie żadnych sportów (poza spacerami i lekkim rozciąganiem lub ćwiczeniami relaksującymi), bo zwyczajnie nie było to dla mnie fizycznie możliwe. Do tego ze względu na niezłe samopoczucie pracowałam zawodowo do końca 8 miesiąca ciąży.

Dlaczego tak szczegółowo o tym piszę? Bo uważam, że stan zdrowia kobiety ciężarnej oraz jej doświadczenie sportowe pozwala na określenie czy może ona uprawiać sport w ciąży czy raczej nie. Jeżeli kobieta nie uprawia regularnie sportu (na jakimkolwiek poziomie) przed ciążą, to nie powinna nagle rozpocząć treningów, bo to nie będzie dobre dla jej zdrowia i stanu dziecka.

Moja lekarka zaleciła mi, że dopóki nie mam żadnych powikłań, to oczywiście mogę uprawiać sport, ale tylko w bezpieczny sposób oraz o 30-50% niższym poziomie trudności niż przed ciążą. Musiałam zatem wykluczyć wszelkie możliwości związane z upadkami oraz unikać dużych ciężarów np. na siłowni. Do tego zaleciła mi chodzenie do fizjoterapeutki uroginekologicznej, aby nie zaniedbać ćwiczeń mających przygotować mój organizm do porodu i mających polepszyć mój stan fizyczny w ciąży. Poza tym uczęszczanie na fizjoterapię dało mi poczucie kontroli nad moim zmieniającym się ciałem. Fizjoterapeutka także nauczyła mnie co wolno, a czego nie wolno ćwiczyć w ciąży, aby nie zrobić sobie dodatkowych problemów zdrowotnych związanych np. z rozejściem kresy białej na brzuchu.

Ciąża to też czas przemyśleń
Ciąża to też czas przemyśleń

Dlaczego wspinałam się w ciąży – co mnie motywowało?

Jedną z moich wspinaczkowych idolek jest Kinga Ociepka-Grzegulska. W filmie „Mama” opowiedziała ona swoją historię wspinania i pokonania po drugiej ciąży drogi Sprawa Honoru (VI.8 – czyli ok. 9a), a więc najtrudniejszej drogi zrobionej kiedykolwiek przez Polkę. Jej historia mnie nie tyle zainspirowała, ale pokazała, że wszystko jest możliwe. Oczywiście jeżeli zrobimy to z planem i włożymy w swoje marzenia dużo pracy. Bardzo dużo pracy. Kinga i jej historia stały się dla mnie wyznacznikiem, że wszystko da się zrobić. I że wspinanie naprawdę można mocno kochać i nigdy z niego nie rezygnować.

Zanim byłam w ciąży, to śledziłam także na Instagramie poczynania Shauny Coxsey – sympatycznej boulderującej Brytyjki, którą mieliśmy okazję oglądać m. in. na występie na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Shauna bardzo dokładnie pokazywała, jakie aktywności i treningi robiła w ciąży i po ciąży. Pokazywała także, że powrót do wspinania po porodzie nie był dla niej łatwy i zajął trochę czasu. I że czasami miała tylko siłę zrobić kilka ćwiczeń rozciągających. Jej posty pokazały mi nie tylko pozytywne strony aktywności wspinaczkowych w ciąży i po ciąży, ale także te złe strony. Że czasem jest się mocno zmęczonym. Że dodatkowy ciężar brzucha ciążowego niczego nie ułatwia. Że głupie ćwiczenia oddechowe na macie nie są wcale takie głupie. Oczywiście nigdy nie robiłabym tego wszystkiego, co Shauna, bo ona jest od wielu lat profesjonalistką i wspina się naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Za to jej publikacje i podejście uświadomiły mi, że w ciąży wszystko należy robić bardzo świadomie, wiele aktywności można z głową zaplanować i częściej niż zwykle trzeba iść na kompromis. Ponadto ostatnio Shauna wyrównała swoją boulderową życiówkę pokonując trzeci w swoim życiu boulder o wycenie 8B+ – i to w dwa lata po urodzeniu córeczki.

Moje aktywności wspinaczkowe i sportowe w ciąży

Gdy tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży, to natychmiast zaprzestałam wspinania. Trochę z ostrożności, ale też trochę ze strachu o dziecko. I chyba taka reakcja była bardzo naturalna. Zwłaszcza, że zanim dowiedziałam się, że jestem w ciąży (a byłam już w pierwszym trymestrze) wspinałam się bardzo intensywnie w skałach i na ściance. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych badań i ustaleniu z lekarką prowadzącą mojego stanu i stanu dziecka na bardzo dobry, postanowiłam, że muszę być aktywna fizycznie, bo siedzenie i nic nierobienie na pewno nie będzie mi służyć – ani fizycznie, ani psychicznie.

I tak prawie do samego końca 6 miesiąca ciąży uprawiałam następujące aktywności:

Basen

 

Chodziłam na basen: 1-2 razy w tygodniu przez 1 miesiąc. Basen od dłuższego czasu traktowałam jako uzupełniającą aktywność – swoistą odnowę biologiczną. Pływanie zawsze mnie relaksowało i odciążało stawy, jednocześnie pomagając zbudować niezłą kondycję aerobową. Z basenu korzystałam głównie pod koniec drugiego trymestru. Oczywiście nie korzystałam w tym okresie z jacuzzi i sauny – zgodnie z zaleceniami lekarki prowadzącej.

Relaks wspinaczkowy w Dolinie Będkowskiej
Relaks wspinaczkowy w Dolinie Będkowskiej

Wspinanie w skałach

Starałam się wspinać w skałach 1-2 razy w tygodniu. Swoje wspinanie uzależniłam tylko i wyłącznie od subiektywnego samopoczucia. Jeżeli czułam się słabiej, to rezygnowałam danego dnia ze wspinania i tylko i wyłącznie asekurowałam partnera lub jechaliśmy po prostu na piknik pod skałą. Z asekurowaniem nie miałam problemów dopóki mieściłam się w swoją uprząż, a mój partner starał się wstawiać w takie drogi, aby ograniczyć na nich do minimum swoje latanie.

Jeżeli chodzi o moje wspinanie, to w okresie, gdy wiedziałam, że jestem w ciąży, to wspinałam się tylko i wyłącznie na wędkę, aby znacznie ograniczyć ryzyko upadku. Wybieraliśmy także do wspinania formacje bardziej pionowe niż przewieszone i staraliśmy się wspinać raczej w rejonach, które nie są kruche (a przynajmniej nie słyną z kruszyzny). No i oczywiście zawsze na głowie miałam kask. Danego dnia w zależności od mojego samopoczucia robiłam na wędkę 3-4 drogi. Wstawiałam się tylko w drogi o trudnościach niezbyt wygórowanych – najczęściej były to wyceny od IV do VI.1+, przy czym najczęściej były to VI i VI+. Kilka razy robiłam też drogi o wycenach VI.2-VI.2+ – raczej wspinałam się po ich fragmentach w ramach treningu po mniejszych chwytach i było to bardziej na początku ciąży. Dużym plusem było to, że właściwie do 5-6 miesiąca nie za bardzo było widać, że jestem w ciąży, bo mój brzuch był jakby lekko schowany w biodrach, a to zdecydowanie ułatwiało mi wspinanie. Generalnie wraz ze wzrostem mojej masy ciała w ciąży trudność pokonywanych przeze mnie dróg malała. Gdzieś pod koniec 6 miesiąca ciąży zrezygnowałam całkowicie ze wspinania, bo czułam się coraz bardziej ociężała, gorzej mi się oddychało i byłam po prostu coraz bardziej zmęczona.

W trakcie ciąży zaprzestałam uprawiania boulderingu – głównie ze względu na możliwość niekontrolowanego upadku. Nie wspinałam się także z liną na ściankach wspinaczkowych, bo w miesiącach wiosenno-letnich trochę było mi szkoda czasu poświęcać na wspinanie panelowe. Zamiast tego wolałam po południu pojechać w skały i tam się choć trochę powspinać w prawdziwej skale.

W ciąży nie wykonywałam także ćwiczeń na chwytotablicy, aby nie przeciążyć stawów palców, bo jak wiadomo moja masa z każdym tygodniem i miesiącem rosła zaś stawy stawały się bardziej wiotkie. A taki układ sprzyjał kontuzjom palców, których wolałam uniknąć.

Muszę się przyznać, że bardzo mnie „psychicznie” bolało, że nie mogłam próbować przekraczać własnych granic we wspinaniu, nie mogłam latać i przede wszystkim nie mogłam prowadzić dróg. Jestem osobą, która robi wszystko na maxa i to samohamowanie się nie było dla mnie psychicznie komfortowe. Ale była to też dobra życiowa lekcja – wsłuchiwania się we własne ciało, odnajdywania w sobie pokładów cierpliwości i szukania radości w małych rzeczach. A nic tak mnie nie cieszyło, jak fajna droga na wędkę w pięknych okolicznościach przyrody!

Ćwiczenia inne

W miarę możliwości starałam się ćwiczyć codziennie. Wykonywałam typowe ćwiczenia uzupełniające do wspinania czyli różnego rodzaju przysiady, pchanie, wiosłowanie, martwy ciąg etc. Wszystkie te ćwiczenia wykonywałam z minimalnym obciążeniem lub zamiast obciążenia stosowałam jego odpowiednik w postaci gumy oporowej. Zrezygnowałam z typowych ćwiczeń na mięśnie brzucha i zastąpiłam je ćwiczeniami zaleconymi przez fizjoterapeutkę uroginekologiczną. W trakcie stopniowego rozwoju ciąży wykonywałam coraz więcej ćwiczeń zaleconych przez fizjoterapeutkę i coraz mniej tych typowych dla wspinania. Trochę ograniczyłam także rozciąganie, aby nie dopuścić do zwiększenia się posiadanych przeze mnie przeprostów stawów kolanowych i łokciowych oraz generalnie „nie przedobrzyć” z elastycznością, która i tak znacznie wzrasta w trakcie ciąży.

Moje problemy i dolegliwości w trakcie uprawiania sportu w ciąży

Nie mogę napisać, że nic mi nie było, bo to kłamstwo. Aczkolwiek muszę się przyznać, że akurat tak miałam, że przez większość ciąży czułam się dobrze lub bardzo dobrze. Ale nie było tak codziennie i miałam też sporo słabszych dni.

Największym problemem był dla mnie „krótki oddech” – tygodnie ciąży postępowały, masa mojego ciała stopniowo rosła i zwiększała się także objętość krwi, co powodowało, że moje serce musiało intensywniej pracować. I stąd właśnie ten „krótki oddech”. A to sprawiło, że musiałam porzucić wspinaczkowe miejscówki ze sporym podejściem pod górkę i stopniowo ograniczyć wspinanie na wędkę do coraz to łatwiejszych dróg lub na trudniejszych brać blok. Przyznam, że jak wspomniałam wcześnie ogromnie mnie to denerwowało, bo nie lubię robić czegoś na pół gwizdka, ale musiałam się niestety dostosować.

Drugim problemem stało się zmęczenie. Pojawiało się nagle i zupełnie bez powodu. Po prostu pół dnia czułam się świetnie i byłam pełna energii, a drugie pół miałam ochotę się położyć i już nie wstawać albo po prostu spać. Czasem trudno mi było sobie zaplanować dzień tj. kiedy mam zrobić ćwiczenia lub czy danego dnia akurat będę się wspinała w skałach. Niestety pod moje samopoczucie musiałam planować swoje aktywności sportowe i zawodowe. Pozytywem było to, że musiałam nauczyć się powoli zwalniać z aktywnościami i niejako „uelastycznić” swoje postępowanie.

Inne pojawiające się mniejsze problemy, które przeszkadzały mi we wspinaniu to np. ból stóp, niemożność przyjmowania przez dłuższy czas tej samej pozycji, relatywne zmniejszanie się siły mięśni.

Ból stóp opanowałam dosyć szybko – wystarczyło trochę masaży stóp i jak się okazało zmiana sposobu chodu, bo ze wzrostem masy ciała przesunął mi się środek ciężkości. Oczywiście letnie upały mi nie pomagały, ale w sumie po dwóch tygodniach ból stóp minął i potem pojawiał się już tylko sporadycznie.

Niemożność przyjmowania przez dłuższy czas tej samej pozycji ciała sprawiła, że miałam problem z asekurowaniem partnera na wędkę – zwłaszcza, gdy długo wisiał na linie. Tego problemu nie dało się rozwiązać – po prostu mój partner unikał wspinania na wędkę lub nie wisiał na niej zbyt długo.

Na zmniejszanie się siły mięśni też nic nie mogłam poradzić. Starałam się zmniejszać stopniowo aktywności fizyczne wraz ze wzrostem masy mojego ciała. Wydawało mi się wtedy jakbym robiła ciągle te same ćwiczenia, ale co tydzień ktoś dokładał mi obciążenie do dźwiganej cały czas „sztangi” w postaci ciążowego brzucha.

Podsumowując – pomimo tego, że przez sporą część ciąży byłam bardzo aktywna i nie przytyłam zbyt dużo (tylko 14 kg), to jednak w trzecim trymestrze prawie zupełnie odpuściłam aktywności sportowe. Jedyne ćwiczenia jakie robiłam w 3 trymestrze, to te zalecone mi przez fizjoterapeutkę uroginekologiczną, a ich intensywność i tak stopniowo malała. I tutaj muszę się przyznać, że zupełnie nie żałuję, że pod koniec ciąży nie robiłam (poza spacerami) nic szczególnego. Byłam po prostu fizycznie zbyt wycieńczona, aby robić cokolwiek więcej.

Co dało mi wspinanie w ciąży?

Przede wszystkim zupełnie nie żałuję, że byłam sportowo aktywna w ciąży i trochę się wspinałam. Myślę, że dzięki temu przez całą ciążę nie doświadczyłam żadnego bólu pleców, nie miałam bólu stawów, nie miałam obrzęków. Do tego dzięki ćwiczeniom zachowałam sporą elastyczność bioder, co pozwoliło mi np. swobodnie wiązać buty prawie do końca ciąży. Do tego przytyłam całościowo tylko 14 kg, więc nie było to zbyt dużo – chociaż i tak ten ciężar bardzo mi doskwierał. Owszem, po wspinaniu czułam się mocno zmęczona, czasem trochę bolały mnie plecy, miałam dużą zadyszkę i często czułam się wyczerpana, ale ani razu się nie przeforsowałam na tyle, żeby dosłownie paść z nóg. Następnego dnia po wspinaniu zawsze czułam się dobrze i zazwyczaj robiłam jakiś kolejny mały trening np. basen lub ćwiczenia zalecone przez fizjoterapeutkę.

Może w ciąży nie wspinałam się za dobrze, ruszałam się raczej ciężko, robiłam drogi tylko na wędkę i bez szaleństw, ale w każdym przechwycie, ruchu, w szorstkości skały pod palcami odnajdywałam radość. Radość z tego, że mogę doświadczać wspinania w duecie z moim jeszcze wtedy nienarodzonym synem.których

Inne wpisy

Lina wspinaczkowa to jeden z najważniejszych elementów ekwipunku wspinaczkowego. Nie jest oczywiście niezniszczalna i co jakiś czas należy ją wymieniać na nową. …

Jeżeli wspinanie strasznie Ci się podoba – i zamierzasz się teraz wspinać, sprawić, by wspinanie było Twoim hobby lub jeżeli spróbowałeś/aś wspinania …

Znajdź kurs dla siebie


Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *